wtorek, 28 lutego 2017

WAŻNE ODKRYCIE

Od dawna miałam przeczucie, że w mojej relacji mama - dzieci coś nie gra, że alergia moich dzieci nie jest przypadkowa, że to nie jest "genetyczne", nie jest przypadkowe... Czułam, że jest coś więcej, że ta cała "alergia" nie wzięła się z kosmosu. Teraz już wiem, że mogę karmić moje dzieci kuchnią Pięciu Przemian, mogę kupować, gotować i karmić ale na niewiele się to zda póki nadal będę ich karmiła złością, frustracją, agresją, smutkiem... Mogę stanąć na głowie, a efektów nie będzie. Co więcej może być jeszcze gorzej bo dieta robi się fanatyczna, nie można tego, nie można tamtego, a to rodzi frustrację dzieci i moją złość. Czyli jeszcze więcej złości = jeszcze większa "alergia". Z premedytacją piszę "alergia" bo to nie jest żadna alergia, to są symptomy psychosomatyczne, to jest język ciała moich dzieci. Nie potrafią mi powiedzieć, że pewne słowa, pewne moje zachowania, moje reakcje, emocje bolą. One same nie potrafią na to znaleźć słów, ale jak wiem body language to aż 95% komunikacji, a więc ja nie potrzebuję żadnych słów, czytam z ich ciała. Widzę czerwone, swędzące plany na ciele moich dzieci. Plamy wokół szyi mojego synka, plamy na rękach, plamy na rękach mojej córci, plamy wokół oczu... Komunikat nie jest dla mnie jeszcze bardzo jednoznaczny ale odbieram to jako coś w stylu "nie mogę na to patrzeć", "ten widok kole mnie w oczy", "ktoś/coś mnie pobił", "złoszczę się jak kogoś/coś widzę", "nie mogę powiedzieć", "nikt mnie nie słucha", "te słowa bolą", "chcą mnie udusić", ręce  "trzymasz mnie za mocno", "ten dotyk/relacja boli"... Dziecko to lustereczko matki. Skoro dzieci są moim to pokazują moje emocje, co mnie boli, to co we mnie stłumione ... tłumię słowa... czerwona szyja, tłumię łzy... czerwone oczy, tłumię agresję... ręce są do walki, można nimi bić ale tego nie robię, tłumię tą agresję w sobie, tłumię poczucie winy... biję siebie, poobijane oczy, duszę się, ręce czerwone, oczy czerwone, szyja czerwona...

Matki agresywnie nadopiekuńcze, matki zbyt skoncentrowane na dzieciach to matki, które mają "alergiczne" dzieci.  Kiedyś usłyszałam, że moje dzieci mają alergię na mamusię. Oburzyło mnie to okrutnie ... bo prawda boli. Niestety to prawda.

Odrzucam jednak wszelkie poczucie winy i potrzebę "biczowania" się za to. Zawsze robiłam najlepiej jak potrafiłam, gdybym potrafiła inaczej to bym pewnie zrobiła lepiej. Jestem wdzięczna Bogu, sobie i kilku książkom, że wiem o co chodzi. Mogę dzięki temu pracować nad sobą, zmienić siebie, a wówczas zmieni się język ciała moich dzieci.

- kontrolę zamieniam na zaufanie "masz wybór, jesteś mądra sama zdecyduj"
- agresję zamieniam na bezgraniczną akceptację i miłość
- krzyk zamieniam na szept
- krytykę zamieniam na pochwały
- koncentrację na dzieciach zamieniam na koncentrację na sobie

"Z dnia na dzień staję się coraz spokojniejszą i bardziej wyluzowaną mamą. Z dnia na dzień buduję relacje z moimi dziećmi opartą na szacunku, bezwarunkowej miłości i bezgranicznej akceptacji. Moje dzieci i ja odzyskujemy harmonię :)"


wtorek, 16 sierpnia 2016

Martwić się mniej?

"Jak przestać się martwić i zacząć żyć?", "100 porad jak przestać się martwić"  i wiele innych przeczytanych poradników, artykułów, nagrań i nic. To chyba silniejsze ode mnie. Ta paskudna tendencja do zamartwiania się, do czarnych scenariuszy, do wyszukiwania problemów, do czepiania się pierdół i robienia wokół tego dymu. Ach to moje czarnowidztwo...

Zawsze sobie coś wyszukam i bum już jest powód do zmartwienia, ach to paskudne uczucie!

Z czego to się bierze? :/

Od dziś postanawiam się martwić w drugą stronę tj. zamiast spodziewać się tego co najgorsze, będę myślała zupełnie odwrotnie. Moje dzieci to okazy zdrowia, chyba jako jedyne w Opolu, a może i nawet w Polsce są zupełnie, doskonale, perfekcyjnie zdrowe. Dzięki mojej diecie rozwijają się wręcz perfekcyjnie. Pod każdym względem, fizycznym, psychicznym, mentalnym i duchowym są po prostu doskonale rozwinięte. Jako jedyne dzieci w Opolu omijają szerokim łukiem wszelkie choroby i infekcje. Dzięki doskonale zbilansowanej diecie rozwijają się doskonale, są zdrowe jak rybki.

Moja relacja z mężem to czysty miód. Spijamy sobie miłość z dzióbków, patrzymy głęboko w oczy, kochamy, rozmawiamy, szanujemy :)

Szkoła rozwija się w tak szybkim tempie, że nie nadążam. Jest tyle chętnych, że nie mam gdzie tego upchnąć :))) śpię na kasie, już nie wiem gdzie ją wydawać.

Ja, mój mąż, mama, tata, siostra z rodzinką i brat z rodzinką to też okazy zdrowia. Mamy w sobie geny długowieczności, żyjemy po 100 lat, zamiast starzeć młodniejemy :)))

Jejku jakie fajne jest martwienie się na odwrót :) ja często robię wiele rzeczy na odwrót, dlaczego więc nie martwić się na bogato i z humorem :D





sobota, 6 sierpnia 2016

w życiu trzeba mieć cel

Zaczytuję się w poradnikach "jak żyć", "jak być szczęśliwą", "jak nadać życiu sens" itd. Praktycznie w każdej książce jednym z pierwszych rozdziałów jest ten o wielkim celu w życiu. Czytam, że muszę sobie postawić cel tak wielki o jakim mi się nawet nie śniło. Zachodzę w głowę co to może być za cel. Widzę siebie za 5 lat, za 10 i jakoś nie mogę wymyślić tego mojego "wielkiego celu", który spełni moje marzenia o wspaniałym życiu.

Hmmm... co jest ze mną nie tak, jak to? nie mogę wymyślić celu? na pewno mogę! i kombinuję, myślę i nic.
Ostatnio naszła mnie taka myśl, że nie jestem w stanie nic wymyślić bo moje cele się spełniły, bo mam wszystko, bo jestem szczęśliwa :) jasne, mogłabym być szczuplejsza, mieć mniej zmarszczek, grzeczniejsze dzieci, większe dochody w firmie, bardziej czułego męża, szybszy samochód itd.Mogłabym ale w zasadzie wszystko co mam czyni mnie bardzo ale to bardzo szczęśliwą! :D

Mam dwójkę zdrowych, radosnych dzieciaków, które wspaniale się rozwijają. Córeczkę i synka, czego chcieć więcej? :) mam męża, który jest także moim przyjacielem. Kochamy się, rozumiemy, wspieramy. Kochamy podróże, dobre jedzenie i ten czas tylko dla siebie. Ja uwielbiam jego poczucie humoru i swobodę bycia, on moją opiekuńczość i odpowiedzialność. Uzupełniamy się. Moja praca to spełnienie moich marzeń. Moja własna, wspaniale prosperująca firma. Wszystko od strony internetowej, wystroju po ludzi jest takie jakie chcę. Szkoła się rozwija, obecnie jest w czołówce najlepszych szkół w Opolu. Obstawiam, że na drugim, może trzecim miejscu. Ok, widzę miejsce na "wielki cel" - chcę aby moja szkołą to był absolutny numer 1 w Opolu!
Mam 33 lata, urodziłam dwoje dzieci ale nadal lubię siebie, lubię swoje ciało, swoją twarz. Czuję, że czas mi sprzyja.
Mamy dwa mieszkania, domek w połowie już stoi. Tak, mamy cel aby się wprowadzić na wiosnę 2017r. Ale czy to jakiś wielki cel? dom się buduje w zawrotnym tempie, a więc wprowadza to tylko kwestia czasu :) Już widzę oczami wyobrażam nasz piękny, noworoczny, przytulny domek z dużym tarasem i ogromnym ogrodem. Ja z mężem pijemy kawkę na tarasie, a dzieciaki biegają po ogrodzie. Nasz azyl, tylko nasz. Spokój, zieleń, piski dzieci, słoneczko, pyszna kawka... :) rozmarzyłam się :)))

O czym tu więcej marzyć? biorąc pod uwagę, że pochodzę z maleńkiej wioski, w której mieszka około 30 to osiągnęłam chyba bardzo dużo. Pewnie mogłabym gonić, zabiegać o więcej ale po co? czy to co mam nie czyni mnie szczęśliwą????

Teraz już wiem co jest moim celem, nad którym będę pracowała każdego dnia! To właśnie docenianie tego co mam, cieszenie się tym, wdzięczność, lekkość, radość :) odpuszczenie sobie i innym! jeju jak fajnie poczuć, że już nic nie muszę, ale mogę! Mogę się cieszyć tym co mam :)



piątek, 29 lipca 2016

Moje wartości

Wartości, wartości... niby każdy wie co to jest ale jakoś nie żyjemy wg nich, trudno o nich rozmawiać, zapominamy je pielęgnować. Przez ponad 30 lat żyłam w owczym pędzie aby zrobić więcej, zdobyć więcej, mieć więcej, być lepsza... Sama nie wiem co to więcej oznacza! Więcej czego??? Lepsza w czym i od kogo?? Nigdy sobie tych pytań nie zadawałam bo leciałam przez życie wystrzelona jak z procy. Pewnie nadal trwała by ta pogoń ale w porę odezwało sie moje ciało... Moje ciało na poczatku szeptało ale niesłuchane zaczęło krzyczeć, a później jeszcze mocniej i jeszcze mocniej... Sama nie pamietam momentu kiedy przyszło opamiętanie. Przestałam gonić. Zwolniłam. Przyszedł czas na refleksję, medytację, spacery do lasu, pisanie, odpoczynek... Na poczatku nie było łatwo, ale silna wola i determinacja przyniosły efekty. prawie każdy powie, że zdrowie jest dla niego wartością ale czy dba o tą wartość? Ja już dbam. Zwolniłam, juz nie mam potrzeby robienia więcej, szybciej i lepiej. Cieszę się każdym dniem, dziekuje za moje zdrowe dzieci, kochającego męża, za dobrze prosperującą firmę, za moje dobre zdrowie. Codziennie szukam choć sekundy dla siebie, na odpoczynek. Dbam o siebie, już wiem ze nie zbawię świata i nie rozwiąże wszystkich problemów moich znajomych. Coraz częściej mysle o sobie niż o innych. Cieszą mnie małe rzeczy. Dla zdrowia swojego, a przede wszystkim moich dzieci zaczęłam gotować :) o zdrowie trzeba dbać i już!

sobota, 2 lipca 2016

perfekcyjna mama?

Nie do końca wiem skąd mi się to wzięło, ten cały perfekcjonizm... Musi być doskonale posprzątane, idealnie zrobione, ja muszę nieskazitelnie wyglądać, dzieci muszą się grzecznie zachowywać. Wszystko wokół musi być doskonałe abym była szczęśliwa. Ale czy na pewno daje mi to szczęście? nie, perfekcjonizm nie daje szczęścia, a wręcz przeciwnie, powoduje, że człowiek czuje się przytłoczony i coraz bardziej nieszczęśliwy.

Nie da się być perfekcyjnym we wszystkim. Zdałam sobie z tego sprawę kilka miesięcy temu pod wpływem dość trudnych doświadczeń życiowych, ale o tym innym razem. Długie lata nie widziałam innej drogi, musiałam być najlepsza pod każdym względem. W podstawówce same wyróżnienia, świadectwa z paskiem, w liceum najlepsza uczennica, stypendium Buzka, trzy kierunki studiów, własna firma już na piątym roku studiów, idealne ciąże ... i ciągłe oczekiwania,  że wszystko co będzie się działo w moim życiu będzie idealne. Na pewne rzeczy mam wpływ, mogę perfekcyjnie się pomalować, ubrać lub posprzątać mieszkanie, ale są też inne rzeczy w moim życiu, na które już tak wielkiego wpływu nie mam.

W momencie kiedy zdałam sobie sprawę, że perfekcjonizm działa na mnie destruktywnie zaczęłam nad sobą pracować i nadal pracuję.

"Przemieniłam" mój perfekcjonizm na bycie niedoskonałą, ale szczęśliwą :)

Nie jestem już perfekcyjną mamą, jestem dobrą mamą :) nie mam idealnego planu na wychowanie moich dzieci, kocham je najmocniej na świecie, przytulam, całuję, wygłupiamy się, uczę się dla nich gotować i spędzam długie godziny w kuchni bo w jedzeniu przekazuję im moją miłość. Jedzenie też nie jest perfekcyjne, uczę się cały czas. Kiedyś miałam bardzo duże wyrzuty sumienia, że nie poświęcam dzieciom całego mojego czasu, że nie jestem dla nich na 100% (tak byłoby idealnie;), obwiniałam się ciągle, że mało się z nimi bawię, że wolą tatę, a więc jestem złą mamą. Jeju to poczucie bycia "złą mamą" zabrało mi sporo radości z macierzyństwa. Teraz wiem, że choć dzieci są dla mnie ważne, to mam jeszcze męża, z którym chcę spędzić czas, mam swoją firmę, którą chcę prowadzić i rozwijać, mam rodziców, mam znajomych, chcę dbać o siebie, chcę poczytać, pójść na jogę, masaż, szkolenie, czy na piwo ze znajomymi. Nie jestem w stanie poświęcić dzieciom 100% czasu ponieważ nie jestem tyko mamą, mam w życiu wiele ról. Wiele zmieniłam, wrzuciłam na większy luz, pozwalam dzieciom na więcej, spędzamy razem czas, gramy, chodzimy na spacery, rozmawiamy, przytulamy się. Zauważyłam, że zrobiłam się pogodniejsza, spokojniejsza i bardziej spontaniczna. Cały czas nad sobą pracuję bo niestety nadal zdarza mi się krzyczeć lub irytować kiedy dzieci krzyczą, marudzą, przepychają się, wrzeszczą, piszczą. Wysokie dźwięki działają na mnie wyjątkowo niekorzystnie.

Mój plan na dalszą zmianę:
- coraz więcej humoru
- jeszcze więcej humoru i uśmiechu
- "godzina dla rodziny" bez telefonu, jesteśmy razem i robimy to co sprawia radość dzieciom i mi też :)
- więcej luzu
- mniej moralizowania i krytykowania, mniej pouczania
- 0 krzyku, zamiast tego "rozmowa prosto w oczy"

Najtrudniejsze dla mnie są powroty do domu po pracy. Dzieci oczekują, że od progu będę się z nimi bawiła, a ja jestem tak zmęczona, że marzę jedynie o kawie i kilku minutach odpoczynku. Dzieci wrzeszczą, domagają się uwagi, zabawy, a ja się irytuję bo chcę odpocząć. Zdenerwowanie i krzyk murowane, potem wyrzuty sumienia utrzymujące się do wieczora, że nie ma mnie cały dzień, a później zamiast pobawić się z dziećmi to na nie krzyczę :(

Scenariusz powtarza się co dzień. Myślę, kombinuję, a ostatecznie kończy się tak samo. Co tu zrobić aby przerwać to błędne koło???
Ostatnio urodził mi się pomysł, że:
- porozmawiam z dziećmi i powiem, że po powrocie z pracy "mama jest zmęczona, muszę zjeść, i odpocząć, a później będziemy się razem bawić"
- nastawię budzik na godzinę i powiem, że jak budzik będzie dzwonił to "mama będzie  gotowa do zabawy"
- nagram na płytę kilka super piosenek, które mnie dobrze nastrajają i od razu po przyjściu z pracy będę je włączać
- dam dzieciom Ipod/ bajkę/ telefon - "teraz macie godzinkę aby zobaczyć bajkę, pograć"

To jest mój nieperfekcyjny plan na perfekcyjną zmianę ;)

Ważne aby zdać sobie sprawę, że perfekcjonizm nam nie służy. Powoduje spore napięcie, frustrację, nadęcie, potrzebę kontrolowania, lęk, a w konsekwencji złość i smutek, że nie wychodzi, że się nie da, że tak bardzo bym chciała, a tu cholera nie wychodzi. W momencie kiedy pojawia się świadomość "nie muszę być idealna", "mam prawo do błędów", "czasami mogę być słaba, niedoskonała", "nie muszę wszystkiego wiedzieć", "wolę poleżeć i odpocząć zamiast znów sprzątać", "mogę nie robić makijażu", w tym samym momencie pojawia się większy luz, większa swoboda, większa spontaniczność, naturalność, lekkość i perfekcjonizm ustępuje miejsca radości :D

-

wtorek, 28 czerwca 2016

zmiana jakiej pragnę

Marzę o pewnej zmianie, niby wiem czego chce, a opornie mi idzie. Planuję, że dziś będzie lepiej, że nie dam się wypowiedzieć z równowagi, że nie będę krzyczeć, że nie będę się irytować, denerwować, wkurzać, że będę spokojna...i co? Nadal robię to samo. Wracam do domu, ledwo zdążę sie przebrać, a już jest wojna, już coś się nie podoba, nie mogę spokojnie zjeść bo wyrywają kanapkę, a później z krzykiem domagają sie kolejnych. Jeszcze nie zdążyłam usiąść w domu, a już aż cała chodzę ze zdenerwowania. Podnoszę głos, krzyczę, gadam bez sensu i pouczam, tracę panowanie nad sytuacja i sobą. Już nie jest miło, dzieci plączą, ja wkurzona myślę tylko o tym aby poszły spać... Co za paradoks! Kocham moje dzieci najmocniej na świecie, drżę o ich zdrowie, a nie potrafię być z nimi :/ wierzę, że moja intuicja podpowie mi co robić, jak przerwać to błędne koło???

kuchnia Pięciu Przemian

Ostatni czas to ogromne zmiany w moim życiu, a może raczej przemiany :) Pięć Przemian, to sposób gotowania, kuchnia. która pomaga mi wyleczyć moje dzieci z alergii, ale jak zauważyłam to także przemiana we mnie, nie tylko w sposobie gotowania. Kuchnię omijałam szerokim łukiem, czas spędzony na zakupach (spożywczych), a później na gotowaniu uważałam za stracony. Po co gotować i jeść jak w tym czasie można robić tyle rzeczy. Nigdy specjalnie nie przykładałam uwagi do tego co jem, jak jem, w zasadzie to mogłabym połykać tabletki zamiast jedzenia. Na szczęście mam męża. który gotuje i bardzo to lubi. Pewnie nadal polegałabym na mężu i omijała kuchnie gdyby nie moje dzieci, które wymusiły na mnie przemianę. 

Od ponad miesiąca gotuję i to jak! wkładam do gara warzywa, cielęcinę, masę przypraw, dużo serca i intencję uzdrowienia moich dzieci. Nie chcę zapeszać ale moja 6-letnia córeczka od dawna nie miała tak ładnej skóry :) radość nie do opisania!!! ktoś sobie pomyśli "wysypka, nic wielkiego" ale mama, która eliminuje z diety dziecka kolejne produkty i cały czas zmaga się ze swędząca, brzydką wysypką wie o czym piszę. Wysypka na skórze to tylko wierzchołek góry lodowej bo w środku jest jeszcze gorzej, a nie leczona alergia może doprowadzić do poważnych konsekwencji. 

Na szczęście trafiłam na książki Anny Ciesielskiej, a później Moniki Biblis i rozpoczęła się moja przemiana wg kuchni pięciu przemian :)


Gotuję owsiankę, pyszne zupy, herbatkę ziołową, gulasze mięsne, pulpety, robię kanapki z miodem, cynamonem i imbirem, parzę imbirówkę i z radością patrzę jak moje dzieci zdrowieją. Nie dzieje się to z dnia na dzień ale pierwsze efekty już widać. Gorzej z synkiem bo chodzi do żłobka, w którym nie pozwalają przynosić moje jedzenie. Niby mu gotują z produktów dozwolonych ale skóra jest coraz gorsza. Póki co je w domu to co go leczy, a gotowanie w żłobku też sobie załatwię ;) 

W moim życiu ostatnio jest wiele zmian-przemian, jedna z nich, która daje sporo satysfakcji i wymierne wyniki w postaci poprawy zdrowia moich dzieci to kuchnia Pięciu Przemian. Zaczęłam gotować :))))